wtorek, 4 maja 2010

Body Count motherfuckers :)


Wielu z nas wraca do pierwszych płyt, do płyt które zrobiły na nas największe wrażenie lub takich, które prywatnie uważamy za klasyczne lub najzwyczajniej dobrze się kojarzą. A ilu z nas grzebie w sieci, w newsach, w poszukiwaniu tego co robią niegdysiejsi idole? Przypomniałem sobie moją niegdysiejszą zajawkę dotyczącą BC. Pamiętam, że ich pierwszą płytę, a właściwie taśmę, kupiłem przypadkiem w Zakopanem i katowałem do oporu. Oczywiście sprzedawano u nas wersję bez "Cop killera". Drugi LP (Born dead) też wylądował na mojej półce, a potem straciłem ich z pola widzenia.
Jak się okazuje kapela naciera do dziś i w międzyczasie wydała kolejne albumy Violent Demise: The Last Days oraz Murder For Hire. Ice-T do dziś nie pisze traktatów filozoficznych, a Ernie-C nie gra słodkich ballad i całość nie szokuje jak w 92, niemniej słucha  się tego przyjemnie, odnotowując przy okazji drobne zmiany w brzmieniu. Polecam tę podróż w czasie i odświeżenie/zapoznanie się w kolejności chronologicznej. :)


Howgh,

Elien.

Brak komentarzy: