niedziela, 11 października 2009

Poszło...


No i poszło. Gładkie 0-2 w Pradze, po wprawiających w ciężką zadumę wyczynach naszych obrońców. Pomocników zresztą również. Dzisiejsze wydania poświęcone meczowi nie zostawiają na piłkarzach i trenerze suchej nitki. Cóż, trudno wymagać od Polczaków i innych Rzeźniczaków kunsztu oraz opanowania. Cracovia Polczaka jest w tabeli OE jedenasta, Legia Rzeźniczaka przegrywa z piętnastą Jagą, a Głowacki jest chodzącą bombą zegarową i nigdy nie wiadomo, czy akurat nie ma dnia na samobója. Ale już do selekcjonera, dumnie reprezentującego Polską Myśl Szkoleniową, można mieć tylko zastrzeżenia. Nie wiem, może powinien zostać Świętym Mikołajem, skoro już postanowił podarować Czechom takie prezenty?
Przed nami mecz ze Słowacją, która musi wygrać. My gramy o... No tak, jutro będą pisać i mówić, że gramy o honor. O honor?! Bez żartów... Nie wiem co trener Majewski wymyśli do środy (tak, pamiętam, Beenhakker też zaczął od katastrofy z Finlandią), ale człowiek który przegrywa w pucharze Intertoto z Szachtarem Soligorsk i spuszcza z OE Cracovię prochu nie wymyśli... Co zostało udowodnione.

I suplement. Tako rzecze Majewski dzisiaj:
"Od razu podkreślę, że Piotrek Polczak nie zawalił dwóch bramek, choć był dwa razy przy zawodniku, który strzelał."

"Że oni stworzyli sześć pod naszą? Można z tym dyskutować - te sytuacje, po których padły gole nie były tak klarowne jak nasze."
"Po przegranym meczu trudno kogoś wyróżnić, choć kilku zawodników naprawdę dobrze."


Ekhm, przepraszam Pana najmocniej, ale chyba oglądaliśmy inne mecze.

Rzekłem,

Elien.

Brak komentarzy: