poniedziałek, 9 lutego 2009

Epos.


Epopeja pt. "Leo w Feyenoordzie" trwa w najlepsze. I nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie fakt, głos w sprawie zabrali dziś "bonzowie" polskiej piłki. Moi pupile... Ulubieńcy moi... :]
Niestety, zabrali głos rozmawiając z Beenhakkerem przez media. Mniejsza o to, że Lato zachowuje się tak, że przydałaby mu się porządna kindersztuba (cytuję z pamięci: "Beenhakker może pojechać sobie na kawę, jak będzie w Holandii" oraz "...zawołam Beenhakkera"), a supernadtrenerowi, szefowi wszystkich szefów, Antoniemu "kominek w domu w Wiśle" Piechniczkowi znów się coś pomyliło ("za duże pieniądze zatrudniamy wielkiego fachowca i moim zdaniem powinien się poświęcić kadrze") - wszak znaczną część kontraktu wypłaca sponsor generalny...
Żałosny jest sposób w jaki panowie komunikują się z podwładnym. Naprawdę nie można zachować się po męsku i porozmawiać twarzą w twarz, zamiast biec z krzykiem do mediów i podnosić larum ws. nie będącej żadną sensacją (casus Hiddinka)? W ten sposób, nawet jeśli naprawdę leży im na sercu dobro polskiej piłki (tu się zadumałem na kilka chwil...), to prowadząc dialog w taki sposób niczego nie osiągną. A w sytuacji są i tak raczej marnej, bo reprezentują "firmę" z naprawdę mocno nadszarpniętą reputacją.*

Przypominam, że mimo wszelkich starań strategia zmiany wizerunku PZPN przypomina Titanica. Związek nadal nie znalazł niewiasty chcącej brać udział w tej szopce w roli rzecznika prasowego...

Rzekłem,
Elien.

*Słowniczek eufemizmów: mocno nadszarpnięta reputacja - wtedy gdy myślisz, że jesteś na dnie, a tu nagle słychać pukanie od spodu...

Brak komentarzy: