czwartek, 26 kwietnia 2012

List do organizatorów


 W zasadzie może to być suma opinii wszystkich artystów, muzyków, raperów pozostających w drugim obiegu i próbujących sobie radzić w zastanej rzeczywistości. I powstał, ponieważ liczba "intratnych propozycji" jakie otrzymujemy ostatnio, zaczyna być irytująca. Innymi słowy Rubikon został przekroczony. A teraz ad rem. 
 Piszecie, Wielce Szanowni Organizatorzy, że chcielibyście byśmy zagrali. Piszecie o możliwościach, celach, miejscu, targecie, gwiazdach, wsparciu miasta, sponsorów, etc. Niestety, ani słowem nie wspominacie o chociażby drobnej gratyfikacji. Ba, nawet zwrot kosztów dojazdu urasta w Waszych oczach do żądania ofiary całopalnej. Czyli macie kilka, kilkanaście tysięcy złotych dla gwiazdy, na nagłośnienie i inne koszty związane z organizacją, a jednocześnie support traktujecie jak darmową siłę roboczą. Ewentualnie chcecie "robić byznesy" z budżetem tak napiętym, niczym rozporek faceta po miesięcznej abstynencji seksualnej, że już po przejściu do pozycji "koszty" podejmujecie decyzję o zakończeniu festynu przed zapadnięciem zmroku... Jeśli tak, to proponuję dwa wyjścia: 1. zebrać absolutnych nowicjuszy i patrzeć jak zarzynają publiczność i sprzęt twórczością lub 2. samemu zabawiać publiczność przez 2-3 godziny.
 Jest też inna odsłona tego problemu. Nie dotrzymujecie umów. Nawet najprostszych w realizacji. Aż tak wielkiej wyobraźni wymaga uświadomienie sobie, że jest poniżej granicy upokorzenia próba egzekwowania przez nas tak błahych rzeczy jak umówione napoje, będące jedyną formą honorarium? Ewentualnie w ogóle nie odpisujecie na maile po otrzymaniu naszych, niewygórowanych przecież oczekiwań, choć sami inicjowaliście kontakt.
 Tak, to typowe zachowanie w naszym polskim modelu biznesowym. Włożyć zero, wycisnąć jak najwięcej, najlepiej z użyciem czyichś pieniędzy... Stwierdzam to bez zaskoczenia, po latach obserwacji. My z przyjemnością przedstawimy Wam nasze rachunki za studio, grafika, wideoklipy, etc., bo - dacie wiarę? - no cholera, nie chcą tego robić za darmo. 
 Nie chcę uogólniać, bo wielokrotnie spotkaliśmy się z profesjonalnym podejściem. Nie ma to również na celu jojczenia nad ciężkim losem. To domaganie się poważnego traktowania. Nas nie stać, żeby równie niepoważnie traktować publiczność. Teraz pora na Was.
 Szanujcie naszą pracę.

E.

Brak komentarzy: