poniedziałek, 29 września 2008

Neverending story czyli...


...kurator w PZPN vol. 2356489.

Wiadomo co stało się wczoraj (przedwczoraj, patrząc na godzinę zamknięcia wpisu). Można podejrzewać co na to towarzystwo wzajemnej adoracji, pardon, UEFA i FIFA. Wiemy już co na to dyżurni komentatorzy, z Janem Tomaszewskim włącznie. Ale nie piszę tego, żeby się ich, nieszczęśników, czepiać. Piszę, ponieważ znowu głos dał mój ulubieniec - Zbigniew "Rzecznik" Koźmiński. Biedaczyna - ile w jego głosie troski, zmartwień i trwogi o przyszłość polskiej piłki. Ile żalu nad tym jak potraktowano PZPN. Ile wielkich i mocnych słów o niegodziwych najeźdźcach Ministra Drzewieckiego? Ale za to już następnego dnia mój Złotousty, z typową dla siebie pychą i butą, zaprezentował groźby UEFA wobec polskich władz, tak przecież nikczemnych i niegodziwych. Tako rzekł: "Jam jest rzecznik PZPN jedyny i sprawiedliwy z mocy prawa światowej federacji piłki nożnej", itd., itd. No i jak chłopaka za zaangażowanie nie nagrodzić?

Nawe nie chce mi się rozwodzić dłużej nad tym, co wylata z ust tej groteskowej postaci.

Natomiast z pełną odpowiedzialnością powiem, że gdyby nas teraz wyrzucono/wykluczono/pozbawiono praw, to paradoksalnie mogłoby to tylko pomóc w odbudowie polskiej piłki. Dlaczego? Dlatego, że wówczas PZPN nie byłby w stanie zyskać najmniejszej aprobaty. Po co komu Związek, który wyczerpał możliwości działania? Który nie zapobiegł takim stratom? Dlatego, że Euro 2012 może poprawić nasz bilans ekonomiczny i drogi, ale nie zmieni reguł rządzących naszymi patologiami. Tak jak nowotwór się wycina, jak dokonuje się resekcji korzenia, tak raz na zawsze należy wyciąć w pień całę tę bandę tego i owego z Miodowej. Etc., etc...

Swoją drogą taki rozpierdol w PZPN należałoby zrobić 3 miesiące przed rozpoczęciem Euro 2012. Wtedy nikt nawet by nie pomyślał, żeby nam odebrać tę imprezę. A może się mylę? ;>

BTW - niebawem w WWA koncert The Roots i na ten koncert są bilety siedzące. SIEDZĄCE. Czaicie? A co to, kurwa, koncert pod honorowym patronatem Prezydenta RP? ROTFL.
Pysk ludkowie. Elien.

sobota, 27 września 2008

Głośno, głośniej, Eightball. :)

Nic nie godom ale... zrób to głośniej, pierona! ;)

Się porobiło...


Wobec chwilowego braku sukcesów polskiego sportu, takoż wobec potrzeby zapełnienia czymś szpalt, uruchomiony został mechanizm charakterystyczny dla tabloidów. Otóż na początek rozpętała się burza wokół siatkarzy - najpierw poskarżył się Kadziewicz, potem do głosu doszedł Lozano, w końcu Wlazły i Castellani, a potem już wszyscy mniej i bardziej znaczący dziennikarze. Kolejność jest zresztą zupełnie bez znaczenia - ilość pomyj wylana przy okazji, liczba złotych rad, głosów oburzenia i komentarzy na forach dopełnia obrazu zażenowania. Wszystkie strony konfliktu, z żurnalistami włącznie, zgodnie pominęły bilans kilkuletniej pracy Lozano i spółki, i korzystając z fakt, że trener jest na wylocie dały upust wszystkim swoim żalom. I tu przykra konstatacja - wszyscyście Panowie dali ciała. 1.Trener - z takim cv i sukcesami powinien mieć klasę. 2. Zawodnicy - sorry, chłopaki, ale profesjonalny sport to nie kółko niedzielne. 3. Dziennikarze - mam poważne wątpliwości czy uniknęliście pytań sugerujących i takich gdzie nasuwa się tylko jedna odpowiedź, mając przy tym świadomość, że nasi sportsmeni nierzadko do tytanów intelektu nie należą.

Oczywiście kibic może jedynie stać z boku i biernie się temu przyglądać (komentarze, fora, blogi nie mają realnego wpływu - kto by to wszystko czytał?).

Nie dość tego, w ciągu ostatnich 2 dni rozpętało się kilka kolejnych wojenek... Na przykład mędrcy świata włażą dosłownie w paradę seniorowi Radwańskiemu, że córkę zbytnio forsuje. Doprawdy, trzeba mieć tupet żeby oprócz opisywania i komentowania rzeczywistości posuwać się tak daleko. Chyba, że alter ego autora tego bloga to ten facet. ;)

A wczoraj doszła kolejna, raczej przykra niespodzianka. Ebi Smolarek na konferencji prasowej odmówił odpowiedzi na pytania zadawane po polsku twierdząc, że... w Anglii odpowiada po angielsku. Hm... jakoś nie słyszałem, żeby w Santander prawił po hiszpańsku. Ale cóż, ja z tych co truskawki cukrem. A ponieważ dzisiaj razy rozdawane są równo, to i panu Hash Bomberowi też się należało. Zwłaszcza, że festiwal fochów tego młodzieńca trwa już od jakiegoś czasu.

Podsumowując - niby sportowcy i dziennikarze to ludzie jak my, niby mają te same problemy (urząd skarbowy, teściowa... LOL), a jednak w jakiś perwersyjnie naiwny sposób oczekuję od nich innego zachowania. Niestety, wciąż to nie oni wpływają na naszą mentalność; oni pozostają jedynie emanacją wszystkich naszych zachowań, tyle, że w skali makro.

Rzekłem, Elien.

poniedziałek, 15 września 2008

"Szybka piłka". Osz kuerwa... ratuj się kto może.


Czekałem na magazyn poświęcony piłce ligowej z niecierpliwością, zastanawiając się jak bardzo TVP będzie w stanie to spieprzyć. I niestety, lata przerwy w pokazywaniu bramek, w omawianiu spotkań i przyglądanie się, jak to się robi u prywatnej konkrencji nie doprowadziły tv publicznej do ŻADNYCH wniosków. Przeczekałem pierwsze wydanie, potem kolejne. Po wczorajszym nie będę miał litości. Oto na pierwszy ogień idą prowadzący Rafał Patyra i Maciej "Andrzej Zgorzelec" Iwański. Jeszcze Patyra się broni, ale już jego partner jak zwykle chce być tak rozluźniony i dowcipny, że im bardziej się stara, tym bardziej jest źle. Niestety, z piachu bicza Pan nie ukręcisz. Acha, od wczoraj oficjalnie zyskujesz Pan ksywę "Harttrick". Nie mogłem uwierzyć, ale on to powiedział dwa razy (sic!). HARTTRICK! O tempora, o mores!

Żałośnie wyglądają też pytania wymuszające na indagowanym tylko jedyną możliwą odpowiedź. Na szczęście zaproszony Maciej Szczęsny z niejednego pieca chleb jadł i szybko zmienił wyraz twarzy prowadzącego, który, jak się zdaje, nawet czerń opisałby jako nieco bardziej ekstrawagancki odcień szarości... Ot, taki optymizm, tylko trochę bardziej...
Potem jest juz tylko gorzej - komentarze do skrótów spotkań i ich realizacja na poziomie tak amatorskim, że przypomina mi rodzącą się (dobrych kilka lat temu) w bólach tv regionalną (dziś TVP3). O błędach językowych i braku umiejętności poradzenia sobie z odmianą przez osoby słowa: "chybić" nie wspomnę. Rosną godni następcy Szpaqa. Idźmy dalej. Program przypomina flaki z olejem. Nie dość, że ekstraklasa sama w sobie nie zapewnia emocji równych Primera Division, to cała formuła sprawia, że trudno się dłużej niż kwadrans skoncentrować i wysiedzieć przed ekranem. Mało tego, całość (prowadzenie, scenografia, konkurs) wygląda na absolutnie cieniutką kopię tego, co do niedawna oglądać można było w TVN.
Jedyne co ratuje tego potworka, to Maciej Szczęsny.

Podsumowując zacytuję tylko klasyczny już wers: "Śmiechu warte? Panie Drozda idź pan w chuj z takim żartem".
Pyrsk ludkowie, Elien.

wtorek, 9 września 2008

Huzia na Józia... znaczy na Beenhakkera.



Żeby nie było, nie jestem bezkrytycznym fanem Leo, tak jak nie jestem bezkrytycznym obserwatorem działań partii, na którą głosowałem. Piszę o tym, bo od soboty już chyba wszyscy wyrzygali się na kadrę, jej styl, wynik, selekcjonera i całą resztę. Każdy pie.dolony trener z Koziej Wólki, były piłkarz, dziennikarzyna, forumowicz ma jakieś 12 wariantów gry i 14 pomysłów na skład i oczywiście każdy lepszy od tego co ma na głowie selekcjoner. Nie wspomnę o wszechobecnych sugestiach o handlowaniu piłkarzami pod przykrywką kadry, etc... Jest wtorek (sic!) a ofensywa trwa. Głos w sprawie dali np.:

1.Jacek Gmoch - tutaj. I tutaj popadłem w cieżką rozkminę, bo ni chu chu nie rozumiem, dlaczego ma pretensje do trenera, skoro piłkarzy ma takich, jakich ma... Doprawdy kuriozalne są zarzuty trenera biernego zawodowo. Ach nie, pardon, w końcu co i rusz macha pan tym zaje.istym magicznym ołówkiem w tv, pośród równych sobie tytanów futbolu...
2.Beret - znany także jako były kopacz "L". Tutaj było ostro, bo Herr Jóźwiak odwołał się do psychiki! (Tiaaa, coś słyszałem, że robi doktorat z psychologii sportu... ROTFL). Otóż receptą na wszelkie bolączki zespołu w sobotę miała być obecność Leo tuż przy linii bocznej... Taki psychiczny backup... Taki emocjonalny erzac... Zadziwiające, jak błyskotliwe myśli są w stanie spłodzić nawet mierne umysły, kiedy skierować na nie flesze i podsunąć mikrofony.
3.Cezary Kucharski. Ooo, ten to sobie poleciał. I tutaj pełne troski enuncjacje, oczywiście "Nie po to, by dokopać Leo, którego prywatnie lubię, ale aby może coś doradzić." Łaaaaaał...
Dalej czytam coś takiego: "Przede wszystkim uważam, że nasza reprezentacja powinna grać dwoma napastnikami. Bramki to przecież sól piłki, a jak my mamy strzelać gole, jeśli nasi napastnicy nie rozumieją intencji pomocników, pomocnicy obrońców itd...?!" A co ma, ku.wa, piernik do wiatraka, grzecznie pytam?!
Pisze też C.K. tak: "Leo narzekał na nasz system szkolenia, ale gdyby odrobił lekcje, to wiedziałby, że w tym systemie od trampkarzy przez juniorów po seniorów uczeni jesteśmy grać najczęściej dwoma napastnikami. Pewien system zachowań - jak się poruszać, jak wychodzić na pozycję, jak zachowywać się w polu karnym, jak wykorzystywać ruch jednego napastnika przez drugiego - mamy praktycznie zakodowany." A cóż to za bełkot? Że niby jak do samochodu wsadzić inną jednostkę napędową i skrzynię, to nie pojedzie? Zawodowy piłkarz ma grać co mu każą, a nie dywagować na temat rozwiązań wdrażanych przez ternera.
I to wszystko powoduje, że szanowny p. Kucharski jest jednym z wielu symboli upadku polskiej piłki, jest flagowym przykładem myślenia o piłce w sposób siermiężny i średniowieczny w kontekście trendów panujących w piłce XXI wieku. O reszcie, dla której współczesna piłka jest równie odległa jak zgoda między Wałęsą i Walentynowicz, nawet szkoda gadać.
A San Marino i tak rozjedziemy 4-0.
Rzekłem.
Howgh!Elien.