piątek, 31 października 2008

Badziewie Roku.

O wczorajszych wyborach prezesa lubianej i powszechnie szanowanej organizacji działającej pod nazwą PZPN powiedziano i napisano już wszystko. Mam zamiar za to odnieść się do rzeczy, nad którą ubolewałem tydzień temu, a mianowicie do programu Doroty Gawryluk. Otóż dziś autorka przekroczyła Rubikon po raz kolejny - szacun. Dziś jako zaproszonych do studia anonsowano Grzegorza Latę (znanego erudytę i lingwistę), Ryszarda Czarneckiego (wytrawnego znawcę piłki nożnej), Piotra Świerczewskiego (niedoścignionego znawcę etykiety) i Kazimierza Marcinkiewicza (fizyka z cv uzupełnionym o urząd Premiera RP). Tomaszewskiego nie zaproszono, ale na niego akurat wyłączność ma TVN 24.

I to szacowne grono miało dyskutować nie wiem o czym, bo chyba nie o piłce... Piszę miało, ponieważ w trosce o swoje zdrowie psychiczne i powodowany niezmierzoną miłością do futbolu wyłączyłem tv tuż przed emisją.

W środowisku dziennikarskim istnieje zwyczaj nadawania, obciążonego bardzo wątpliwym zaszczytem, tytułu Hieny Roku. Proponuję dołączyć do tego jeszcze jedno trofeum - wspomnianą w tytule nagrodę Badziewia Roku. Nie od dziś wszak wiadomo, że nieszczęścia chodzą parami...

Pyrsk ludkowie, Elien.

Wypracowanie.


Po obejrzeniu powyższego materiału proszę o krótką wypowiedź kto jest największym MC w historii i dlaczego właśnie KRS-1? ;)


I nie ma to nic wspólnego z faktem, że prywatnie jestem fanatycznym wielbicielem płyty "Return of the boom bap", z której pochodzi ten numer:


Pyrsk ludkowie, Elien.

sobota, 25 października 2008

Prawa autorskie.

Przy kopiowaniu naszego własnego nielegala Nero poczęstował mnie takim tekstem:

A jakie dziwactwa ma Twój soft? Tutaj składam głębokie ukłony Panu Wirone - za inspirację. ;)

Pyrsk ludkowie. Elien.

czwartek, 23 października 2008

Porażka.

Do swojej szopki Gawryluk (czwartek, późno) zaprosiła Palikota, Piterę, Jagodzińskiego i jakiegoś prawnika związanego z PZPN. Znaczy będzie o piłce... A na okrasę do programu doczepiono Jana Tomaszewskiego... Tak to jest, jeśli za tamat "piłka nożna" bierze się kompletny dyletant. Jan "Expert" Tomaszewski... Litości...
Już pierwsze 10 minut zamieniło się w kompletnie odjechany spektakl bredni, błędów, niedomówień, a potem progam spokojnie podryfował w kierunku klasycznej politycznej pyskówki.

I teraz co lepsze smaczki:

Pitera mówiąca: "Szczekowianka", że niby ten klub z Jaworzna.
Palikot z radością i emfazą nastolatka pokrzykujący dobrze znane "...jebać PZPN" i mówiący wprost o związku "...ten burdel".
Jagodziński porównujący PZPN ze społeczeństwem.
Tomaszewski używający populistycznych zagrań przeciw populistom.

Ladies & gentleman, oto przed Wami cudaki i dziwaki, wybryki natury i co tylko. Wyobraźcie sobie to, co ja teraz widzę. 5 osób znających tylko jedną, swoją dziedzinę i do tego prowadzącą poruszającą się jak dziecko we mgle w meandrach polskiej piłki. Dobrze, że godzina późna, bo szkoda na to czasu...
Dlaczego taka fota? Bo to też porażka. :D
Rzekłem, Elien.

Jamal live.






No pewnie, że byliśmy. :) Wszyscy na zdjęciach. A teraz do rzeczy. Zdążyłem przesłuchać nową płytę przed koncertem. I owszem, siadła mi. Jankowi też, bo widzę bo opisie na gg. ;) Jest więcej elektroniki, jest nieco bardziej dynamicznie, niż na "Rewolucjach", jest Frenchman. I jest fajnie. A ponieważ tym, co tygrysy lubią najbardziej, są żywe instrumenty, przeto na koncert pobiegliśmy z radością.

Sądzę, że zawiedzionych nie ma. Był ogień, może nieco za dużo basu, ale czad proprcjonalny do wagi Mioda i Frenchmana. ;) Solidny kawał dobrego grania, głównie z nowego albumu, z efektownym, ultradynamicznym "1...2..." na finał. Finał, przy którym włosy stawały dęba tu i ówdzie, a szplatki same wyłaziły z szułów. :D
Na deser dwa bisy i "Cyganeczka Zosia" z akompaniamentem gitary. Podobno gruby zakład. :)

Pyrsk ludkowie, Elien

Uzupełnienie: zdjęcia dzięki uprzejmości Kapuścioka i Bizona. Pozdro600.

środa, 15 października 2008

Bezradni.


Tego, że mecz będzie słabszy, niż sobotni, się spodziewałem. Więcej, gotów byłem postawić na wymęczony remis - wiadomo, lata doświadczeń. I generalnie taki wynik by mnie nie zdziwił, chociaż oczywiście 6 pkt. to o niebo lepiej niż 4, a kolejny triumf tylko umocniłby drużynę. Ale po tym co zobaczyłem w końcówce na usta cisną się dwa pytania.

1. Gdzie, do &#*$% nędzy, był Borubar?
2. Gdzie, do &#*$% nędzy, była defensywa?

Istnieje na ten temat szereg hipotez. Być może byli już dawno pod prysznicem. A być może zlekceważyli rywala (czego zawodowcom robić nie wolno)? A może Borubar znów heroicznie bronił Polaków w Glasgow, albo dzielnie stawiał czoła poczwórnemu cheeseburgerowi w pobliskim fast foodzie...?
I jakoś nie mogę sobie darować, żeby nie przypomnieć mu meczu z Kolumbią - tak, tak, ja znowu o tej wypowiedzi o wiosce, jaką rzekomo zrobiliśmy. ;) Jeśli natomiast ktoś tu ostatnio zrobił wiochę, to był to śpiący Królewicz z Celticu. Zatem w rywalizacji o największą lipę stan meczu Kibice - Artur Boruc 1-1.
Pyrsk ludkowie, Elien.

niedziela, 12 października 2008

Polska - Czechy na fotach. :)

Chronologia zaburzona. :) I tak - najpierw "...górniczo-hutnicza orkiestra dęta..."

2-0. :)
Sektor Czechów niemal niewidoczny.

Stadion Śląski w całej krasie.



W przerwie żymła z wusztem - w tle. ;)

Jeszcze zanim się zaczęło nie brakowało wizjonerów. Ci wiedzieli, że wygramy i już o 19.30 byli pijani... bynajmniej nie szczęściem. Mógł chociaż szal schować... Dla porządku - o 17.40 jeden Sensei spał na Mickiewicza na przystanku...

Zdjęcia dzięki uprzejmości Gucciego. Pozdro600.

Be(winner)enhakker.


Ten sam dzień, ten sam stadion, ten sam sędzia. Ba, nawet ten sam sektor i rząd. A finalnie taki sam wynik. Nie da się uniknąć skojarzeń ze spotkaniem z Portugalią A.D. 2006. :) Tak, byłem na Śląskim wtedy, byłem i wczoraj. Niezależnie od tego co piszą dziennikarze wszelacy z perspektywy 1. sektora widać było świetny mecz, przyzwoitą grę przez całe 93. minuty i w zasadzie bezradnych Czechów, którzy nie bardzo umieli nas pokąsać. Anyway - na temat gry i ocen piłkarzy do tej pory napisano już wiele, to my jesteśmy liderem i z taką pozycją jedziemy do Bratysławy. A Błaszczykowski rządzi i basta! :)

Ten wpis natomiast ma być poświęcony drobnym niuansom. Kwestia pierwsza - kibic to bestia pamiętliwa, ale i uczciwa. Do dziś uważam, że Borubar powinien przeprosić za uwagę o wiosce zrobionej przez kibiców, tym bardziej, że wczoraj powróciło "ole". "Ole" w sytuacji zgoła odmiennej od tej, którą widzieliśmy podczas meczu z Kolumbią. :)

Po drugie - już w doliczonym czasie gry, kiedy wszyscy nerwowo zerkaliśmy na zegarki, a co bardziej niecierpliwi parafrazowali klasyczne "Panie Turek, kończ Pan ten mecz", Rożer Perejro bawił się w narożniku jak z dzieckiem z jednym z Czechów. Wybicie, nabicie, piłka na aut, na róg i apjać od nowa - wybicie... I tak ze dwie minuty przy salwach śmiechu w najbliższych sektorach. :)

I koniec końców - po wszystkich tych dobrych emocjach z małym niepokojem i podekscytowaniem czekam na środowy mecz ze Słowacją. Dlaczego? Bo chciałbym kolejnych 3 punktów? Nie no, to podstawa. Ale chciałbym móc wtedy powiedzieć nowemu (ktokolwiek nim będzie) szefowi PZPN: A my chcemy Beenhakkera i co nam Pan zrobi?


Rzekłem, Elien.

PS. 1. Za sytuację z wejściem na stadion ktoś powinien dostać w ryj. Nie zdążyłem na hymn, a na dokładkę jakiś małolat z ochrony zwracał się do mnie jak do kolegi z podwórka. I tyle jego "władzy" - w tej konkretnej sytuacji nie mógł mnie nawet dotknąć, co mu dokładnie wyłożyłem, z cytowaniem przepisów włącznie.
PS. 2. Ma rację Czadoblog. Przestańmy klaskać podczas hymnów gości. To straszna obora.

PS. 3. A Kubica dojechał drugi. Baaaardzo na 5. :)

poniedziałek, 6 października 2008

PZPN - Rząd: Wszystko do zera.


Dnia 06.10.2008 do grona cudaków, nieudaczników i kompletnych cykorów dołączyli minister Drzewiecki i premier Tusk. Już dawno nikt tak nie rumakował i już dawno nie było tak dużego przyzwolenia społecznego, na to żeby wypuścić ogień z dupy, napędzić stracha leśnym dziadkom z PZPN i postawić się tym pajacom z FIFA, przy okazji oczywiście ponosząc wszystkie konsekwencje. I co? Ano to, co między wierszami przekazują media i ładnie owijają w zgrabne zdania co bardziej zorientowani i elokwentni dziennikarze. Daliście dupy Panowie. Skończyło się na potężnym pierdnięciu, po którym zostanie jedynie ogromny smród. BTW - na tym blogu unika się polityki, ale nie sposób nie zauważyć, że w stopę toście sobie przyjebali z bazooki...

Anyway, nie dość, że efekt jest żaden (nie chce mi się przywoływać wszystkich dzisiejszych opinii, blogów i artykułów), to towarzystwo dość podejrzanej konduity zasiadające w PZPN jeszcze bardziej się usztywni, rozbisurmani i co tylko, że o możliwościach groteskowej postaci rzecznika z Miodowej nie wspomnę. I to wszystko pod absolutnym parasolem ochronnym niejakiego Seppa Blatera.

W tym wszystkim na frajerów wychodzą rzesze kibiców nie mogących patrzeć na ten burdel, na Listkiewicza, który w kłamstwie bije kolejne rekordy i na całą resztę. Kibiców, którzy jak ja uwierzyli, że jeden raz ktoś będzie miał jaja i pokaże drzwi komu trzeba. Niestety - nadal będziemy słuchać perorowania Koźmińskiego, cieszyć oczy widokiem Kręciny i spijać wykwintne słowa z ust Laty...

Pyrsk ludkowie, Elien.

PS. 1. Znam mocno wiekowego gościa, który twierdzi, że z Laty to był taki piłkarz, jak z koziej dupy rajzentasza, za to wszystko zawdzięcza kolegom z boiska.

PS. 2. Gdzie, do chuja Wacława, są nasze bilety na mecz Polska-Czechy?